Dodano produkt do koszyka

BESTSELLER

Salvaxe, Xose Lois Sebio, Albariño / Treixadura / Godello / Llado, DO Ribeiro, Galicja, Hiszpania, wino białe

Salvaxe, Xose Lois Sebio, Albariño / Treixadura / Godello / Llado, DO Ribeiro, Galicja, Hiszpania, wino białe

Producent: Coto de Gomariz, Hiszpania

Cechy produktu
Podstawowe informacje
  • Kolor
  • Białe
  •  
  • Smak
  • Wytrawne
  •  
  • Rodzaj:
  • Wino Eko, Na prezent
  •  
  • Szczep:
  • albariño, treixadura, godello, lado
  •  
  • Kraj pochodzenia:
  • Hiszpania
  •  
  • Styl wina:
  • Pełne, Złożone
  •  
  • Możliwość starzenia
  • będzie lepsze w ciągu 5 lat
  •  
  • Ekologiczność
  • wegańska, biodynamiczna
  •  
  • Nagrody
  • Sommelier RW Poleca, Vivino
  •  
  • Region apelacja
  • DO Ribeiro
  •  
  • Region geograficzny
  • Galicja
  •  
-20%

dla zalogowanych

Cena: 235.99 brutto

Koszty dostawy:
  • Kurier 10.00 zł brutto
  • Dostawa na terenie Warszawy tego samego dnia 10.00 zł brutto
  • Dostawa na konkretny termin 37.00 zł brutto
  • Odbiór osobisty lub przez upoważniony podmiot w wine barze Republiki Wina (ul. Ks. Skorupki 5) 0.00 zł brutto
  • Odbiór osobisty lub przez upoważniony podmiot w sklepie stacjonarnym przy ul. Ochockiej 1a 0.00 zł brutto
Dostępność:
Opis produktu
Salvaxe, Xose Lois Sebio, Albariño / Treixadura / Godello / Llado, DO Ribeiro, Galicja, Hiszpania, wino białe

Salvaxe, Xose Lois Sebio, Albariño / Treixadura / Godello / Llado, DO Ribeiro, Galicja, Hiszpania, wino białe

Szczep: lado, treixadura, albariño, godello

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Słodycz

Kwasowość

Taniny

 
 
 
 
 
 
 
 
 

#pełne #złożone

Unikalne i warte uwagi białe wino powstałe z blisko 100-letnich krzewów winorośli. W nosie dominują intensywne aromaty kwiatowe, nuty przypraw i dojrzałych owoców. W smaku pełne, oleiste i bogate, ale równocześnie zachowujące dużą dawkę świeżości i solidnej kwasowości. Eleganckie i dobrze ułożone, z możliwością starzenia.

Oceny

Producent - Czyli kto mnie zrobił?

Coto de Gomariz, Hiszpania

Coto de Gomariz, Hiszpania

POZNAJ PRODUCENTA

Kod producenta: W-LVM-b-6

Opinie, recenzje, testy:

Ten produkt nie ma jeszcze opinii

Twoja opinia

aby wystawić opinię.

Ocena:
  • Wszystkie pola są wymagane
“Czy to nie są aby czary?” czyli opowieść o winach biodynamicznych

Kreśląc schematy i wypisując kolejne pomysły na zagadnienie pierwszego tekstu, który jednocześnie przetnie uroczyście niewidoczną wstęgę symbolicznie stanowiąc o powołaniu grupy WinEdukacja do życia, wiedziałem, że musi to być temat gorący. Nie ciepły jak wszelkie górnolotnie romantyczne wspominki i analizy wspaniałych butelek, czy boskich Châteaux, które w tej nomenklaturze byłyby ledwie letnie. Gorący. Próbując zdefiniować swoje własne odczucie względem tego słowa doszedłem do wniosku, że temat ten musi nosić znamiona lekko zadziornej kontrowersji, bo czyż to nie ona właśnie odpowiada za podskórny bodziec do rozpalenia dyskusji? Regulamin ogranicza tematy polityczne, więc pole wyboru znacznie się zawęziło(żart) ale oto bingo! Biodynamika. Rodzaj uprawy i produkcji, który nie tyle wychodzi poza standardy organiczności, co otwarcie zahacza o nie namacalny świat metafizyczny, alchemię, czy na końcu magię. To praktyki zrodzone z przekonań i wierzeń, które bez obu powyższych nie mogą istnieć. I tym co dla mnie w tej opowieści jest najpiękniejsze to fakt, że niezależnie czy damy się przekonać, czy uwierzymy w tę całą magię, czy też nie to jednak biodynamiczne wina zyskują znacząco na popularności. Winogrodnicy, którzy z dużym pietyzmem prowadzą swoje nisko-interwencyjne organiczne uprawy, chociaż wcale nie muszą to coraz częściej jednak decydują się na te nieszablonowe praktyki. Bowiem jak już wspomniałem, niezależnie od naszych przekonań, czy wierzeń pijąc wino biodynamiczne stajemy się częścią tego magicznego świata, który wciąż dla wielu stanowi tajemnicę i zapewne dlatego coraz lepiej się sprzedaje. W dobie pełnej digitalizacji nie brak przecież osób gotowych zapłacić za choćby szczyptę magii. Rzućmy więc na całą sprawę trochę światła oraz przedstawmy kilka faktów i mitów.

 

Geneza win biodynamicznych

Zacznijmy więc od początku przenosząc się w czasoprzestrzeni na przedwojenny Śląsk. Jest początek czerwca 1924 roku, a my znajdujemy się we wsi Koberwitz pod Breslau, czyli w obecnych Kobierzycach pod Wrocławiem, które liczą sobie wg. ostatnich danych 2048 mieszkańców. Nazwa miejscowości pochodzi od słowa “kobierca”, co związane jest z tkactwem, które mocno rozwijało się w mieście. Nie ma ono jednak nic wspólnego z naszą opowieścią, podobnie jak nadanie jej nazwy “Cobilwiz” przez Henryka III Białego w 1257 roku, czy przeprowadzenie przez Kobierzyce linii kolejowej z Wrocławia do Świdnicy w roku 1855, które uznane są za daty ważne dla tej miejscowości. Nas interesuje wydarzenie jakie upamiętniać ma kamienna tablica, którą bez trudu znajdziemy dziś na ścianie wybudowanego w XVIII w. pałacu przekształconego obecnie na Urząd Gminy. Wyczytamy z niej, że w roku 1924 w tymże budynku Rudolf Steiner (1861-1925), niezwykły myśliciel, filozof i ezoteryk wygłosił serię ośmiu wykładów pod tytułem - “Podstawy wiedzy duchowej dla powodzenia w rolnictwie”.

            Steiner                                                            Steiner tablica pamiątkowa

W swoich wystąpieniach sprzeciwił się rosnącemu udziałowi chemii i mechanizacji w rolnictwie, proponując w zamian alternatywne metody. Za nienaruszalną świętość Steiner uważał glebę, która w jego rozumieniu stanowić miała trzon odpowiednio prowadzonego rolnictwa. Zachęcał także, by gospodarstwa rolne prowadzić w sposób zróżnicowany, wykazując skutki oddziaływania na siebie różnych gatunków roślin. Dziś szereg tych korzystnych lub negatywnych zjawisk znany jest pod terminem alleopatia i ma wiele zastosowań. Wszystko to może się nawet wydawać z dzisiejszej perspektywy bardzo rozsądne, wręcz naturalne. I w tymże momencie pojawia się miejsce na pierwszy zwrot akcji. Steiner w swoich wskazówkach zawarł bowiem szereg instrukcji, które mogą budzić spore kontrowersje. Mam tu na myśli wymyślone przez niego preparaty biodynamiczne, czyli inaczej homeopatyczne nawozy i środki ochrony roślin. Nie będzie kłamstwem, ani nadużyciem, że to co kryje się pod tymi pojęciami można swobodnie nazwać alchemią i czarami. Jeśli ktoś z Was wyobraził sobie teraz starszego Pana z długą brodą w szpiczastym kapeluszu i pelerynie, który zamaszystymi ruchami miesza przy świecach w kotle tajemniczą miksturę, to nie jesteście tak do końca w błędzie. Swoje preparaty Rudolf Steiner oznaczył numerami od 500 do 508, a każdy z nich ma swoje unikalne zastosowanie. Oto one:

      Krowie odchody wino biodynamiczne                                                              

500 – krowie odchody, którymi napełnia się krowi róg i zakopuje w ziemi na sześć miesięcy, służy do oprysków gleby w winnicy w celu wspomożenia rozwoju organizmów glebowych.

501 – sproszkowany kwarc „fermentowany” w krowim rogu (w sposób podobny jak preparat nr 500), służy do oprysków krzewów dla wspomożenia procesu fotosyntezy i podniesienia odporności.

502 – kwiaty krwawnika pospolitego (Achillea millefolium) „fermentowane” w wysuszonym żołądku jelenia, służy do spryskiwania kompostu.

503 – kwiaty rumianku „fermentowane” w jelicie bydlęcym, służy do spryskiwania kompostu.

504 – pokrzywa zwyczajna (Urtica dioica) „fermentowana” bezpośrednio w ziemi, służy do spryskiwania kompostu.

505 – kora dębowa „fermentowana” w czaszce owcy, kozy, świni lub konia, służy do spryskiwania kompostu.

506 – kwiaty mniszka lekarskiego (Taraxacum officinale) „fermentowane” w jelicie zwierzęcym, służy do spryskiwania kompostu.

507 – wywar z kozłka lekarskiego (Valeriana officinalis), służy do spryskiwania kompostu.

508 – wywar ze skrzypu polnego (Equisetum arvense), służy do oprysków krzewów w celu podniesienia ich odporności.

* źródło: winologia.pl

 

  Żeby każdy z preparatów zadziałał trzeba stosować je w odpowiednich proporcjach, a także  poddać procesowi dynamizacji, który wskazuję właściwy sposób mieszania w sporej ilości wody - przykładowo przez określoną ilość czasu mieszamy substancje w określonym tempie w konkretnym kierunku tworząc wir, a następnie robimy wszystko zupełnie na odwrót, aby stworzyć chaos. Całość oczywiście powtarzamy kilka razy. W tym momencie wyobrażenie druida z kociołkiem nabiera rozpędu. Wystarczy? O nie, nie. To dopiero półmetek. Nic z powyższych nie będzie w stanie zapewnić pożądanych efektów jeśli nie zadbamy o przestrzeganie kalendarza biodynamicznego, który określa serię czynności rolnych, jakie należy wykonać w odniesieniu do układu planet i faz księżyca. Wróćmy jednak na ziemię. Co jeszcze możemy znaleźć w naukach Rudolfa Steinera? Przede wszystkim głębokie przekonanie, że wszystko co tyczy się uprawy to mechanizm naczyń połączonych - od lecącej biedronki, poprzez kroplę deszczu, na buszującym pod ziemią krecie kończąc. To z góry ustalony przez matkę naturę system, który zasługuje na szacunek i immunitet. Egzystencja ludzka nie może zaburzać porządku biologicznego, z którego sama się wywodzi. Szacunek i troskliwe podejście do zwierząt żyjących w gospodarstwie ma przełożyć się na lepszy wzrost roślin i odwrotnie. To jak postępujesz względem otaczającego Cię świata wpłynie na to jak świąt postąpi względem Ciebie. To co dajesz wraca do Ciebie.

Biodynamika a nauka

 

Nie trudno doszukać się w tej ideologii nawiązań do Karmy. Antropozofia, której twórcą jest Steiner ma bowiem wiele nawiązań i cech wspólnych z wierzeniami buddyjskimi i hinduskimi. Wróćmy jednak do wina i XXI wieku. Co na to wszystko nauka? Jak to możliwe, że w czasach, gdy zblazowani bogacze mogą pokusić się o zakup butelek Bordeaux, które spędziły dwa lata w kosmosie ktoś nadal zakopuje w ziemi wypełniony nawozem krowi róg? Naukowcy nie boją się otwarcie krytykować upraw biodynamicznych, uznając je za nieprzeciętny zabobon. Przeprowadzono dziesiątki kosztownych badań, które wykazały, że uprawy biodynamiczne stoją na równi z rzetelnie i uczciwie prowadzonymi uprawami organicznymi. Tu jednak pojawia się “ale”. Wśród głębi informacji i opinii, gdzie ciężko nieraz odróżnić fakt od mitu można również trafić na dane wykazujące anomalie. Przeczytać możemy o butelkach wykazujących ponadprzeciętnie długą żywotność, przekraczającą tydzień od otwarcia i raczej nikt w tej historii nie posiłkował się Coravinem. Idąc dalej możemy natrafić na opowieści o glebie, z której zniknęły toksyczne związki, czy krzewach, które nie wymagają przycinania samoistnie regulując ilość pąków i liści, dając zdrowe i wysycone owoce. To samo tyczy się ukorzenienia, odporności na choroby i szkodniki, etc. W co wierzyć? No właśnie… Od samego początku całe zagadnienie biodynamiki opiera się o wiarę.

  • Na zdjęciu niezwykle urokliwa winnica Bodegas Krontiras, Mendoza (Argentyna)

Ja nie jestem w stanie ocenić, czy to prawda, czy stek bzdur. Czy to zatem prawdopodobne? Może i tak. Nie wiem. Wiem za to do czego zdolne są ludzkie ręce, kiedy wykonywana przez nie praca oparta jest o głębokie przekonanie i wiarę w wyjątkowość. Jestem w stanie uwierzyć, że zdolny i oddany swojej pracy winogrodnik, który wierzy w działanie tych magicznych metod jest w stanie stworzyć równie magiczne i unikalne wino. Czy będzie w stanie wytrzymać tydzień opierając się utlenieniu? Nie wiem i nie muszę tego wiedzieć, dopóki będzie tak piekielnie dobre, że nie będę chciał przestać go pić. Czy piłem takie wina? Owszem i za każdym razem, gdy miałem w pamięci szereg czynności związanych z biodynamiką czułem jego wyjątkowość. Warto oczywiście mieć świadomość, że wina te na skutek niezaburzonej obecności dzikich drożdzy mogą być “inne” i co za tym idzie nieprzewidywalne. Ich przygoda nie kończy się bowiem wraz z zabutelkowaniem, a trwa dalej w najlepsze. Sam spotkałem się z sytuacją, że butelki biodynamicznego Malbeca Natural od Bodegas Krontiras z tego samego rocznika próbowane w różnych odstępach czasu prezentowały zupełnie odmienne oblicze. Finalnie w roczniku 2019 spotkałem wino jeszcze nieustabilizowane i wciąż postępujące, pełne werwy i zadziorności. Gdy na zeszłorocznej edycji Festiwalu Wina w Pasażu Wiecha w Warszawie pokazałem tę pozycję dobremu znajomemu pewnego bardzo docenianego redaktora piszącego na łamach magazynu Ferment, który przez nieprzerwane 30 minut opowiadał mi o degustacji Mouton-Rotschild 1959 (to była warta wysłuchania historia, przyznaję) zrobił wielkie oczy. Zapewne byłby również gotów spaść z krzesła, gdyby takowe miał na podorędziu. Po pierwsze z wrażenia, po drugie na skutek wypicia czterech kieliszków, bo jak sam powiedział “nie był w stanie odmówić sobie, tak cholernie dobrego wina”.

Gdy tak sobie o tym wszystkim myślę, to przypomina mi się scena wyrwana z filmu “Harry Potter i Komnata Tajemnic”. W tej scenie nieszczęsny czarodziej Gilderoy Lockhart na skutek utraty zmysłów wzbija się w przestworza krzycząc - “Czy to nie są aby czary?”. Cóż… Mogą być.

Autor: Jan Knąber

Powiew Atlantyku… w kielichu- Słów kilka o albariño.

 

 

Nie jest ani najbardziej znanym, ani najpopularniejszym, ani najczęściej uprawianym białym szczepem Hiszpanii. Ale chyba żaden, tak jak albariño, nie przedziera się w ostatnich latach na salony, w tempie wręcz przebojowym. Jeszcze nie tak dawno kompletnie nieznane, absolutnie modne i pożądane, a wina z niego zrobione stają w szranki z najlepszymi butelkami winiarskiego świata. Przyjrzyjmy się dziś tej wschodzącej gwieździe hiszpańskiego winiarstwa.

 

Skąd pochodzi albariño?

 

Jak to zwykle bywa – na sto procent nie wiadomo. Być może przybyło z Burgundii. Jest też teoria, że przybyło, wraz z mnichami - pielgrzymami do Santiago de Compostela, jako odmiana rieslinga. Za tą teorią przemawia z resztą nazwa – „alba-rino” oznacza „białe znad Renu”. Hiszpanie lubią najbardziej lubią jednak teorię, że to ich endemiczny szczep – w końcu to ich duma i sława ostatnich lat.

 

Gdzie?

 

Na Półwyspie Iberyjskim przede wszystkim. Choć albariño zaczyna nieśmiałą (póki co) ekspansję do innych krajów, to właśnie tutaj, póki co, uprawia się jego ogromną większość. Dla każdego z krajów półwyspu jest to ważny szczep, choć podchodzi się do niego nieco inaczej.

 

Hiszpańskie Albariño

 

W Hiszpanii albariño znajdziemy praktycznie wyłącznie w Galicji, czyli w północno-zachodnim krańcu kraju. Może i zadomowił się tylko w jednej krainie, ale za to jak! W D.O. Rias Baixas, czyli apelacji położonej nad samym Atlantykiem, jest prawdziwym dominatorem – stanowi ponad 90% wszystkich upraw. Jest to stosunkowo młoda apelacja (od 1988 r.), ale niezwykle szybko rozwijająca się – liczba winnic, od momentu jej powstania, wzrosła tam 10-krotnie, a areał upraw albarino ponad 8-krotnie. W apelacji wyodrębniono 5 podregionów - Val de Salnes, O Rosal, Condado do Tea, Ribeira do Ulla i Soutomaior. Poza D.O. Rias Baixas albariño znajdziemy również w sąsiednich apelacjach – D.O. Ribeiro i D.O. Ribeira Sacra. Jeśli jednak w Rias Baixas występuje głównie w winach jednoszczepowych, to tutaj prym wiodą kupaże z innymi, lokalnymi szczepami jak treixadura i godello, dając eleganckie i zbalansowane wina, jak zrobione na bazie tej dwójki oraz albariño biodynamiczne wino Coto de Gomariz Blanco.

 

Portugalskie Alvarinho

Widok z okna na balkon, na którym na stoliku stoją dwa kieliszki z białym winem, a w tle panorama miasta ze wzgórzami i budynkami.

Alvarinho, bo tak Portugalczycy nazwą albariño, to bardzo ważny szczep zwłaszcza regionu Minho, gdzie powstaje słynne „zielone wino”, czyli vinho verde. Alvarinho, mimo, że w kupażach (vinho verde to wino zwykle wieloszczepowe) nie gra zazwyczaj głównej roli, to gdy już dochodzi do głosu, to nie pozwala przejść obok siebie obojętnie. Jednymi z najciekawszych win regionu są te pochodzące z Monção e Melgaço, i tylko stamtąd pochodzące wina mogą być oznaczone jako Vinho Verde Alvarinho, co jest z resztą powodem sporu między tamtejszymi winiarzami a resztą regionu, i spowodowało zniesienie od roku 2021 (nie ma jeszcze na rynku win z tego rocznika, więc kupując butelkę wina można dotychczasowe przepisy uważać za aktualne) tego przywileju, wprowadzając dostępność nazwy dla wszystkich, jednak winiarze Monção e Melgaço zapowiadają już dążenie do utworzenia oddzielnej apelacji dla swoich alvarinho. Tak ważna jest obecność nazwy „alvarinho” na etykiecie!

 

Jak smakuje wino albariño?

 

Mówi się, że albariño jest gdzieś między rieslingiem a viognierem. Z jednego bierze kwasowość i mineralność, z drugiego aromaty i krąglejsze ciało. Do klasycznych aromatów albariño zaliczamy brzoskwinie, egzotyczne owoce, cytrusy i kwiaty. Rzadkością nie są, zwłaszcza wśród win z konkretnych podregionów, nuty „morskie”, słonawe.

Albariño, mimo, że występuje tylko w małym skrawku Hiszpanii, to, w zależności od lokalnego mikroklimatu oraz ręki winiarza, może przybierać różne twarze.

Szukając lekkiego, szczupłego albariño zawierającego tę słynną, „morską” nutę, powinniśmy szukać w najchłodniejszym podregionie Val de Salnes, który leży najbliżej oceanu. Natomiast po krąglejsze, bardziej strukturalne, aromatyczne albariño udamy się raczej do subapelacji Condado de Tea.

 

Mimo, że albariño najczęściej spotkamy w postaci młodego, bezbeczkowego wina, to jest to szczep podatny na zabiegi dojrzewania zarówno w dębowych beczkach (podczas fermentacji i po niej), jak i nad osadem, zyskując kremową strukturę i dodatkową gamę aromatów. Praktyka ta nie dotyczy tylko jednoszczepowych albariño z Rias Baixas, ale też kupaży z sąsiednich apelacji, dając w efekcie doskonałe, krągłe i złożone wina. Najlepsze albariño (jak i portugalskie alvarinho) to wina z potencjałem starzenia, potrafiące bardzo atrakcyjnie ewoluować w butelkach, zupełnie jak rieslingi.

 

Wino musujące albariño

 

Albariño daje doskonałe efekty w produkcji win musujących, dając wina o wyraźnej kwasowości i atrakcyjnych, owocowych aromatach wspomaganych często nutami leżakowania na osadzie. Niestety, póki co wina te są rzadkością na naszych półkach sklepowych, tym więc bardziej polecamy spróbować, jeśli na nie traficie.



Z czym podawać albariño?

 

Lokalne wino do lokalnej kuchni – ta zasada jest jak najbardziej prawdziwa w przypadku albariño. A więc tapas! I to najlepiej morskie, w końcu jesteśmy nad oceanem. Małże, krewetki, morskie ryby, no i oczywiście ośmiornica po galicyjsku. Im bardziej złożone, strukturalne albariño mamy w kieliszku, tym z cięższej struktury potrawą możemy je łączyć. Proponujemy zaskoczyć gości kolacją z trzema albariño w roli głównej. Na aperitif – musujące albarino, do deski przystawek /krewetki, pan tumaca, serrano/ - owocowe albarino, do dania głównego /pulpo a la gallega, bacalao/ - krągłe, dojrzałe albarino w kupażu z lokalnymi szczepami.

 

O albariño długo by pisać. Jeśli chcecie jednak naprawdę zrozumieć, skąd ta rosnąca sława, pozostaje tylko jedno – spróbować. Najlepiej na miejscu, w pięknej Galicji czy Portugalii, jednak póki jest to utrudnione, zapraszamy do wirtualnych podróży z kieliszkiem w ręku.

 

Jeszcze jeden, mocny argument za kupnem butelki – to chyba ostatni moment, by moć powiedzieć „piłem/am albariño zanim było modne”!

 

Salud!

Zapytaj o produkt